Czas płynie szybko. Czasem za szybko. Nigdy mi go dość. Na nic nie mam czasu. Nie wiem pamiętam już jak wygląda życie bez terapii, co można robić w domu całe popołudnia?
To moje pytanie do niektórych z Was ;-) A Wy pewnie zastanawiacie się, czym można tak wypełnić dzień, żeby nie mieć czasu...
Postanowiłam opisać Wam nasz tydzień - jeden tydzień - może pomożecie mi lepiej się zorganizować ;-)
zaczynamy ;-)
Poniedziałek
5:30 pobudka matki, mycie się, przygotowanie kanapeczek do pracy i do szkoły, kakao dla śpiochów ;-) Nic tak nie działa jak hasełko "wstawaj, bo ci kakao wystygnie" ;-) Dziękuję bardzo psycholog szkolnej Jasia za ten pomysł - działa i to nie dzień czy dwa, ale już ponad miesiąc ;-) wywlekanie z wyrek rozpoczynamy o 6:30... zwykle udaje nam się wyjść o 7:00 ;-) Najpierw lecimy odprowadzić Monię do przedszkola, gdzie Jasiek koniecznie musi poromansować ze swoją ubiegłoroczną wychowawczynią panią Basią ;-) Potem lecimy do szkoły, odprowadzam Jasia do świetlicy i lecę do pracy ;-) 9,5 godziny w papierkach ;-)
W poniedziałki nie mogę odebrać dzieci, bo pracuję do 17:00 a świetlica czynna jest do 16:30 :-( ojciec aspika musi raz w tygodniu podjechać do przedszkola i szkoły i odebrać dzieci.
O 17:00 wypełzam spod papierków - biegnę do domu - wciągam obiad (jeśli coś w garnku jest) albo kanapkę i lecimy na przystanek - w poniedziałki śmigamy na zajęcia do Prodeste. Terapia zaczyna się o 18:30... Jasiek urzęduje z panią Moniką, a ja siedzę na ławeczce... niektórzy wiedzą, że w Prodeste jest kanapa - nie siadam tam! Mogłabym zasnąć ;-)
Do domu docieramy zwykle po 20:00... Nie mamy już siły na nic... Jakiś jogurt z płatkami wciągniemy i padamy jak kawki...
Wtorek
Pobudka o 5:30...do 15:30 powtarza się scenariusz z poniedziałku ;-) We wtorki wychodzę z papierów o 15:30 i idę po Jasia do szkoły... Od grudnia pracuję tuż koło jego szkoły i odbieram go pół godziny wcześniej... początkowo był bunt: "czemu przychodzisz tak wcześnie?", była złość, krzyk, tupanie nogami... Teraz już przywykł ;-) ubieramy się i idziemy po Monię...Zgarniamy Monię i ok. 16:15 jesteśmy w domu...
W poniedziałek nie odrabialiśmy lekcji - nie było kiedy... nadrabiamy więc zaległości. Jeśli szybko się uwiniemy, albo Jasiek zrobi zadania w świetlicy to mamy wolne - najczęściej jedziemy do którejś z ciotek - matka na kawę, dzieciaki się bawią ;-) można więc przyjąć, że to jednak terapia - uspołeczniamy się ;-) Jak nie jedziemy nigdzie bo czasu jest mało to idziemy się uspołeczniać do Kofeiny albo Kafki ;-)
Wracamy do domu - kolacja (o ile nie jedliśmy za dużo w Kofeinie), kąpanko i do wyrek... Zwykle zasypiam z młodzieżą ;-)
Czasem jest tak, że na uspołecznianie się w kawiarni nie mamy tych..no... środków pieniężnych :-( wtedy zostajemy w domu...co robimy? Nie wiem...czas ucieka, żadnych konkretów... można przyjąć, że się obijamy... można też przyjąć, że ładujemy akumulatory przed... środą...
Środa
Powtarzamy scenariusz z wtorku - po powrocie do domu mamy ok. 15 minut na zjedzenie czegoś i wychodzimy na terapię grupową do pani Beaty. Jasiek zaczyna o 17:00 i mam dla siebie 75-80 minut, które zwykle przegadam z mamą kolegi Jasia... Chłopcy szaleją, chwilami obawiam się o bezpieczeństwo pani Beaty ;-) Przed 19:00 jesteśmy w domu. Znów chwilka na przytulenie Moni i tłumaczenie jej, że mama jeszcze musi wyjść... o 19:15 mama wychodzi znów do psychologa... Wraca ok. 20:30... Łypnie okiem na "Na dobre i na złe", pomyje przychówek, położy się i....nie ma bata! Nie wstanie... Nie no...wstanie, ale dopiero w czwartek rano...W środy Jasiek lekcji w domu nie odrabia...
Czwartek
Czwartki wyglądają tak jak wtorki... Jeśli nigdzie nie wychodzimy to Jasiek nadrabia zaległości szkolne a matka domowe... Jasiek radzi sobie znacznie lepiej ;-) Matka biega po domu i tu włączy zmywarkę, zastanawiając się, kiedy będzie mogła włączyć pralkę (razem się nie da - korki wywala), jak już włączy pralkę to zwykle zapomni, że pranie się wyprało...jak sobie przypomni to nawet ciuchy porozwiesza na suszarce... Wtorki i czwartki to też dni z szybkim obiadem ;-) Najczęściej jogurtowe pankejksy mamy na tapecie, naleśniki, racuchy albo ryż z jabłkami ;-) bo szybko się robi a przychówek nie narzeka, że nie lubi ;-) matka niby stara się nadrobić czas i sprzątać, ale przy 2 dzieci to syzyfowa praca :-( matka też w odkładaniu rzeczy na miejsce nie jest najlepsza, więc sajgon robi się nieziemski... I nie piszcie, że póki się o coś nie potknę to nie jest bałagan, bo...potykam się często :-( zwykle o porzuconą na środku hulajnogę, jeździk bądź inny wehikuł czasu... notorycznie włażę na porozrzucane klocki...co pozbieram, to Monia robi spektakularne sru i wszystkie klocki z beczki lądują na środku pokoju...
Koniec końców latam po domu jak nienormalna, na chwilę doopska nie usadzę na miejscu, zmęczona jestem a...efektów nie widać... No i znów kładę dzieci spać i...zasypiam z nimi...
Piątek
Piątki są fajne - pracuję tylko do 14:00 ;-) ale piątek piątkowi nie równy... raz w miesiącu Jasiek ma zajęcia grupowe w Prodeste... o 16:00. Obieram Jasia, lecimy po Monię, śmigamy do domu zostawić plecak i maszerujemy na przystanek. Czasem Monia zostaje z tatą... Wracamy ok. 18:00...Po całym tygodniu...sił na cokolwiek brak...
Sobota
Wstajemy rano bladym świtem... Nie wiedzieć czemu dzieciaki nie mogą wstać w tygodniu z łóżek, za to w sobotę czy w niedzielę... nosz... wstają przed 7:00... z drugiej strony jak nie wstaną czasem i dadzą spać do 8:00 to matkę tak kości bolą, że wstać nie może :-D jak się człek nie obróci tak doopę ma z tyłu :-D
Sobotnie śniadanie = jajecznica! Nie ma bata - aspik MUSI zjeść jajecznicę... No to trzaskam jajca na patelnie, miącham i gotowe ;-) Matka rzuca okiem na sajgon... najlepszym wyjściem z sytuacji byłaby..ucieczka, ale aspik zmian nie lubi.... Zaczyna się proszenie: "Jasiek, Monia - sprzątamy - Wy swój pokój, a ja resztę"... "mieliście sprzątać a nie bawić się"..., "zaraz ja zacznę sprzątać, ale wywalę wszystko co znajdę na podłodze"... no i faktycznie kończy się na tym, że zabawki lądują na śmietniku... oszczędzam tylko klocki lego, bo drogie to i szkoda mi wywalać...
Sobota to dzień...gotowania obiadu ;-) najczęściej zupy - bo trza nawrzucać do gara i gotuje się samo ;-) no i resztki z soboty można wciągnąć w poniedziałek ;-)
Wieczorne efekty sprzątania są różne... jak uda nam się ogarnąć do obiadu to mamy posprzątane, ale po obiedzie zapał gdzieś zanika, siły też...i robimy nic...nawet filmu matka jak człowiek nie obejrzy, bo jakieś ADHD ma i wychodzi w czasie pierwszej reklamy, po czym...zapomina, że oglądała film i robi coś innego... w odpoczywaniu dobra nie jestem :-( z książką to samo... zacznę, odłożę i...leży tygodniami... potem nie pamiętam początku i zaczynam od nowa i znów zapominam i tak...
W soboty się nie uczymy - nic a nic...
Jeśli w sobotę da się jeszcze przejść przez mieszkanie, nie mamy warsztatów, nie umówiliśmy się z ciocią na uspołecznianie i kawę to jedziemy do dziadków ;-) Monia biega karmić kurki i króliczki, pasie psicę Maszę i kocicę Jadziunię... Wracamy w niedzielę późnym popołudniem i...szykujemy się do kolejnego tygodnia ;-)
Niedziela
Niektóre niedziele spędzamy w domu... Poranki wczesne jak w soboty... śniadanie - najczęściej "osiatka" czyli owsianka ;-) w soboty śniadanko wybiera Jasiek, w niedziele Monia - wielka fanka owsianki ;-)
z rana przygotowujemy mięsko i obiadek dość szybko się robi ;-) Czasem odwiedzają nas dziadkowie - "pieczymy" wtedy ciasto ;-) Monia asystuje - Jasiek woli pomagać przy konkretach ;-) Nie wiem czemu ale czas w czasie weekendu ucieka jakoś szybciej niż w tygodniu, a już na pewno 3 razy szybciej niż w pracy :-D ale są takie momenty, że z utęsknieniem czekam na poniedziałkowy poranek i możliwość pójścia do pracy... tam przyjamniej nikt nie woła "mamo, bo ona...", "mamo, powiedz mu coś..." ;-)
Kończy się niedziela i zaczyna się....kolejny tydzień...niemal taki sam...
No i co? Jakieś sugestie? Jak to lepiej zorganizować? Jak pogodzić pracę na cały etat z opieką nad dwójką dzieci, w tym jednym wymagającym terapii? Jak nauczyć się odpoczywać? Bo ja chyba długo tak nie pociągnę ;-( Ehhh.... no i w końcu jak znaleźć czas dla Moni? No właśnie...o Moni niebawem będzie osobny post...bo się u nas nadziało....
Kochana!! Medal albo i dwa czy nawet trzy :) Robię kopiuj - wklej twojego postu i drukuję. Będę go rozdawała koleżankom, które są singielkami albo żyją w związku, nie mają specjalnych zobowiązań i pasji a zapytane czemu nie chodzą na zajęcia np. fitness jeżeli tak bardzo chcą odpowiadają, że brak im czasu.... Wiem, z własnego doświadczenia, że ta rutyna dobija ale z drugiej strony pozwala na szybkie działanie, reakcję i ogarnianie całego dobytku :) tylko specjalnie się do niej nie przyzwyczajaj bo w tym roku w twoje życie, dzięki naszej blogosferze, wkradnie się wiele zaskakiwajek ;) - tylko pozytywnych :) Ściskam cieplutko :))
OdpowiedzUsuńDzięki Gosiu ;-) medali a nawet pucharów mamy pod dostatkiem - pozostałości po kynologicznej przygodzie ;-) ale zapewniam Cię - ani czasu ani porządku w domu nie zapewniają ;-)
UsuńRany ja chyba bym tego wszystkiego nie ogarnęła...Podziwiam ;) Ale poranki mamy bardzo podobne (tyle że obie sztuki lądują w przedszkolu) i ja wstaje o 6.40, a potomstwo budzę o 7 (ha! i u nas też najlepiej działa podsunięcie pod nos kubka z kakao ;), z domu wychodzimy o 7.30. Kiedyś wstawałam o 6 i - faktycznie łatwiej można było się ze wszystkim wyrobić, ale teraz to 40 min snu więcęj jest dla mnie bezcenne :) Nawet jeśli musze jedną reką myć zeby, a drugą ubierać buty :))
OdpowiedzUsuńaha...taka drobna nieścisłość jest w poście...budzik dzwoni pierwszy raz o 5:30... ale nie zawsze uda mi się wstać od razu :-D
OdpowiedzUsuńOdpowiedziałaś na moje pytanie- jak sobie radzisz?
OdpowiedzUsuńDziękuję i chylę czoło-- Matka nigdy nie zrezygnuje, nigdy nie zamknie drzwi choć czasami łzy bólu i rozpaczy do tego Ją popychają- Pozostaje Ci życzyć WIELU SIŁ, WIELU SIŁ I WYTRWAŁOŚCI MAMO, Młoda Kobieto ...
Dziękuję bardzo ;-)
OdpowiedzUsuńPowiedzcie mi tylko jak w ten rozkład dnia wcisnąć jeszcze zajęcia SI i hipoterapię??? oczywiście popołudniami...
u nas jest podobnie ale jednak łatwiej bo jak na razie terapia 2 razy w tygodniu i mamy tak różne godziny - ja pracy a Karol szkoły że chcąc nie chcąc w dowożenie/odbieranie angażowany bywa tata lub dziadek...ale miałam takie tygodnie kiedy to z jakichś względów zostawałam sama z ogarnięciem przedszkola, szkoły i terapii i po kilku dniach nie wiedziałam jak się nazywam...także wiem co czujesz i myślę że po prostu jedna osoba nie jest w stanie ogarnąć a jak ogarnia to jakim kosztem??? szkoda Moni...
OdpowiedzUsuń